5. kolejka IV ligi, 27 sierpnia 2014 godz. 18

Pogoń Lębork - Centrum Pelplin 0:1 (0:0)
bramka: Krystian Jurczyk (85’)

Pogoń: Patryk Labuda - Pionk, Jasiński, Kochanek, Musuła (kapitan) - Wesserling, Sychowski (74’ Naczk), Janowicz - Bach (74’ Waczkowski), Stankiewicz (77’ Morawski), Byczkowski

Centrum: Bzowski - Jabłoński, Kaszubowski, Benkowski, Karwat - Wróblewski (87’ Mroziński), Gońda, Wenta (74’ Komorowski), Smoliński (76’ Herstowski), Szyszkowski - Jurczyk

Żółte kartki: Stankiewicz - Kaszubowski, Karwat
Sędzia: Karol Kublik

Po niedzielnej klęsce w Garczegorzu środowy mecz z beniaminkiem z Pelplina miał być okazją do chociaż częściowej rehabilitacji. Pierwsza połowa toczyła się pod dyktando naszej drużyny, choć im bliżej było bramki rywali, tym gra Pogoni wyglądała gorzej. Wprawdzie dwa razy zapachniało golem, ale skończyło się na bramkarzu i poprzeczce. Rzucał się w oczy brak nominalnych napastników. Po przerwie mecz miał bardziej wyrównany przebieg. Kiedy wydawało się, że pozbawione większych emocji spotkanie zakończy się bezbramkowym podziałem punktów wyróżniający się wśród gości Krystian Jurczyk ograł Bartosza Pionka i sprytnym uderzeniem w długi róg pokonał Labudę. Po 3 kolejkach i 7 zdobytych punktach w dwóch następnych spotkaniach nasza drużyna nie zdobyła punktu i nie strzeliła gola. W sobotę ze Startem w Trzebielinie liczymy na lepszą postawę i przede wszystkim zdobycz punktową.

- Nie można, ale trzeba było więcej ugrać w tym meczu - powiedział po zakończeniu kapitan Pogoni Wojciech Musuła. - To była drużyna, która nie zawiesiła nam wysoko poprzeczki i pretensje możemy mieć tylko do siebie za to, że nie stworzyliśmy praktycznie żadnej groźnej sytuacji, choć teoretycznie graliśmy czterema ofensywnymi zawodnikami. Zawsze czegoś brakowało. Skontrowali nas, indywidualny błąd naszego obrońcy, który był za daleko od przeciwnika.

Trzy dni po ciężkiej porażce z Aniołami byliśmy ciekawi, jak zareagują nasi piłkarze i czy z beniaminkiem pokażą sportową złość. W bramce stanął Patryk Labuda, bo chociaż ciężko poszkodowany Paweł Krasiński czuje się już całkiem nieźle, to na razie poczynaniom kolegów przyglądał się z trybun. Z pomocy do środka obrony został cofnięty Adrian Kochanek. Kapitan Wojciech Musuła miał zadebiutować na lewej stronie defensywy. W obliczu urazu kolana Czeszewskiego, odniesionego jeszcze w meczu z Polonią i poniedziałkowej kontuzji na treningu Damiana Formeli, która wyłączy go z gry na kilka tygodni, Pogoń została bez nominalnego środkowego napastnika. Ciężar zdobywania goli spoczął zatem na skrzydłowych.

Pierwsza połowa przebiegła w dosyć przewidywalnym scenariuszu. Przez większość czasu Pogoń była w posiadaniu piłki a gra toczyła się częściej na połowie cofniętych gości. Z tym, że im bliżej było pola karnego, tym trudniej było przebić się przez szyki obronne przyjezdnych i stworzyć realne zagrożenie. Piłka chodziła od jednej strony do drugiej, były próby ataku środkiem i skrzydłami, ale szczelna defensywa prawie zawsze potrafiła zapobiec zagrożeniu. Jedna z niewielu naszych bramkowych okazji miała miejsce już w 5 minucie. Krótko rozegrany rzut wolny przed polem karnym, piłka trafiła w "16" do Musuły, ale po jego uderzeniu po ziemi z kilku metrów piłka zatrzymała się pod nogą broniącego Bzowskiego. W 26 minucie włączył się do ataku Kochanek. Podał prostopadle do Sychowskiego, który odegrał zewnętrzną częścią stopy do Stankiewicza. Skrzydłowy Pogoni uderzył czubkiem buta, ale Bzowski z trudem obronił uderzenie. W 34 minucie po rzucie rożnym ponownie przy piłce znalazł się Stankiewicz. Uderzył może z 8-9 m, ale tym razem gości uratowała poprzeczka. W końcówce pierwszej połowy zaatakowali wreszcie goście. W 42 minucie Szyszkowski zamknął dośrodkowanie na długi słupek. Uderzył głową a piłka odbiła się jeszcze od murawy i minęła o metr słupek. Następna akcja była jeszcze groźniejsza. Długiego podania górą nie przeciął ani Jasiński ani Pionk i Krystian Jurczyk po raz pierwszy pokazał swoją szybkość. Gdyby nie wyjście Labudy i mimo wszystko nie najlepszy strzał mogło być różnie. A tak do przerwy nie zobaczyliśmy goli.

Odpoczynek dobrze wpłynął na obie drużyny, bo początek drugiej połowy to szybkie tempo gry i kilka składnych akcji. W 50 minucie za wulgarny komentarz do decyzji arbitra pierwszą żółtą kartkę w meczu zobaczył Stankiewicz. Po godzinie gry po stracie przez Pogoń piłki w środku pola najgroźniejszy w szeregach gości Jurczyk zaimponował szybkością. Z piłką przy nodze wygrał kilkudziesięciometrowy pojedynek biegowy z Jasińskim, wpadł w pole karne i chyba zabrakło już sił na lepsze uderzenie niż w boczną siatkę.

Czas uciekał a przewaga Pogoni, po przerwie już nie tak wyraźna, nie przekładała się na wymierne efekty. W 68 minucie Kaszubowski faulem zatrzymał przed polem karnym Stankiewicza. Kapitan gości został ukarany żółtą kartką. Do wolnego podszedł Musuła. Po mocnym uderzeniu piłka minęła liczny mur i zmierzała pod poprzeczkę. Jednak zbyt blisko środka bramki, żeby dobrze dysponowany Bzowski nie zachował czystego konta. W 74 minucie trener Sobiesław Przybylski chcąc wprowadzić świeżą krew do ofensywy dokonał podwójnej zmiany. Boisko opuścili Bach z Sychowskim, a pojawili się na nim młodzieżowcy Waczkowski z Naczkiem (debiut w tym sezonie). W 80 minucie swoją okazję ze stałego fragmentu mieli goście. Po uderzeniu Kaszubowskiego piłka po rykoszecie blisko minęła słupek. Chwilę później z akcji mocny strzał z dystansu był także niecelny.

Wreszcie nadeszła decydująca 85 minuta. Pogoń odsłoniła się i po dalekim podaniu z obrony piłka trafiła do Jurczyka, który miał przed sobą pozostawionego bez asekuracji Pionka. Zmylił balansem naszego obrońcę i szybkim uderzeniem czubkiem buta lewej nogi w długi róg umieścił piłkę w siatce.

- Krystian jest bardzo dobrym zawodnikiem, choć to jeszcze młodzieżowiec. Jest naszą główną siłą w ataku - powiedział grający trener gości Michał Benkowski. - Wiedzieliśmy, że przyjeżdżamy na ciężki teren a Pogoń po ostatniej porażce będzie chciała za wszelką cenę wygrać. W pierwszej połowie Pogoń grała bardzo dobrze piłką a my ograniczaliśmy się do przerywania gry. Im dłużej utrzymywał się wynik bezbramkowy, tym zbliżało nas to do sukcesu.

Na trybunach i ławce rezerwowych zapadła grobowa cisza. Czasu na odrobienie strat pozostało niewiele, mimo, że sędzia doliczył 4 minuty. Pogoniści byli załamani a rywale poszli za ciosem. Dwie minuty po strzeleniu gola podanie za plecy Pionka otrzymał Karwat i dośrodkował spod końcowej linii do wbiegającego w pole bramkowe Jurczyka. Piłka była jednak zawieszona zbyt wysoko i tylko zdołał strącić ją głową. Do końca wynik nie uległ już zmianie.