34 kolejka IV ligi, 20 czerwca 2015 g. 17

Pogoń Lębork - Gryf Słupsk 1:5 (1:2)
bramki: 0:1 Łukasz Stasiak (3), 1:1 Sylwester Ilanz (8), 1:2 Łukasz Stasiak (45 - karny), 1:3 Marcin Kozłowski (61-karny), 1:4 Łukasz Stasiak (85), 1:5 Patryk Pytlak (87)

Pogoń: Patryk Labuda - Wesserling, Pietrzyk (62 Miszkiewicz), Musuła, Skibicki - Haraszczuk, Kłos - D. Formela, Sychowski (75 Madziąg), Byczkowski - Ilanz.

Gryf: Kędzia – D. Jęcek, Bobrowski, Felisiak, Kozłowski, Pytlak, D. Mikulski (90 Gesek), Świdziński, Ciok (82 B. Stępień), Solczak (90 Stefański), Stasiak.

Żółte kartki: Pytlak, Kozłowski (obaj Gryf)
Sędziowie: Łukasz Kolter oraz Filip Stachyra, Wojciech Kryzel

Marzyło się nam, żeby znakomitą rundę zakończyć pokonaniem odwiecznego rywala i utrzymaniem statusu najlepszej drużyny na wiosnę. Jednak przebieg meczu i wynik, którym zakończył się derbowy pojedynek dwóch najlepszych wiosną drużyn przyniósł zdecydowane i zasłużone zwycięstwo Gryfa. Na straconą już w 3 minucie bramkę autorstwa króla strzelców IV ligi Łukasza Stasiaka Pogoń zdołała jeszcze chwilę potem odpowiedzieć za sprawą Sylwestra Ilanza. Do przerwy więcej z gry mieli goście, ale miała też okazje Pogoń a konkretnie Musuła i Ilanz. W 44 minucie po zagraniu Pytlaka sędzia uznał, że piłka trafiła w rękę Wesserlinga i podyktował kontrowersyjny rzut karny, którego bliski obrony był Labuda. Piłka jednak wpadła do bramki a dla Stasiaka był to już 50 gol w tym sezonie. Gryf by stroną dominującą, ale trzeciego gola, który ostatecznie podciął gospodarzom skrzydła, podarowali rywalom sami. W niegroźnej sytuacji Pietrzyk nabił sobie piłkę w rękę i sędzia wskazał po raz drugi na jedenastkę, zamienioną na trzeciego gola przez jednego z najlepszych na murawie Kozłowskiego. Kolejne gole Stasiaka i Pytlaka były już dobiciem nieudolnie starającej się poprawić wynik gry Pogoni.

- Runda mimo wszystko jest udana – powiedział trener Pogoni Waldemar Walkusz. - Kończymy ją na drugim miejscu za Gryfem Słupsk. Strata po jesieni okazała się zbyt duża, żeby być wyżej w tabeli. Przed nami cała masa pracy. Nie patrzyłbym na to w ten sposób, że ten jeden mecz przekreśla nas. Nie ważne, ile razy upadasz, ważne, ile razy jesteś w stanie się podnieść – mówi stare, ale aktualne powiedzenie. Zimny prysznic na koniec sezonu uświadomi wszystkim, że jeszcze dużo czasu upłynie zanim będziemy solidnym zespołem, któremu takie porażki się nie przytrafiają. To pierwszy mecz w tej rundzie, który przegraliśmy różnicą więcej niż jednej bramki. Gryf się cieszy, gratuluje im awansu, aczkolwiek dużo do życzenia pozostawiają komentarze zawodników w trakcie spotkania. Poniżające odzywki świadczą o tym, że niektórzy zawodnicy nie dorośli do tego, gdzie grają. Mimo wszystko życzę im powodzenia.

Grzegorz Bednarczyk, trener Gryfa, powiedział po meczu: - Obawialiśmy się tego meczu, bo Pogoń rozegrała dobrą rundę i zbierała punkty. Tabela pokazywała, że na wiosnę była czołowym zespołem. Nie myślałem, że pójdzie aż łatwo. Było widać naszą siłę ofensywną. Jeden popełniony błąd a później było już solidnie. Mimo końcówki sezonu zawodnicy podeszli ambitnie, bo wiedzieli, jaka jest stawka meczu. Chcieli udowodnić, kto jest najlepszy i chwała im za to. Ustawiłem zespół średnim pressingiem, wiedząc, że Pogoń będzie chciała rozgrywać od tyłu akcje. Spodziewaliśmy się krzyżowych piłek i to było widać od początku. Co prawda z konieczności na prawej obronie wystawiłem szybkiego, bardzo dobrze technicznie grającego Marcina Kozłowskiego, dobrze grającego w defensywie i ofensywie. Przez to przechwytywał te piłki i od niego zaczynały się ofensywne akcje. Cała linia pomocy bardzo dobrze utrzymywała się przy piłce, otwierające drogę do bramki podania i to decydowało. W drugiej połowie Pogoń przegrywała i musiała się odkryć. Stworzyliśmy sobie masę sytuacji, szkoda, że nie wykorzystanych. Po utraconej trzecie bramce zawodnicy Pogoni stracili wiarę a my nadal konsekwentnie utrzymywaliśmy się przy piłce, wychodziliśmy podaniami, nie było chaosu. Nie od dziś wiadomo, że mamy problemy finansowe i to nas będzie martwiło. Mimo to musimy iść swoim tokiem. Ruszamy z przygotowaniami 6 lipca. Nie stać nas na transfery i chcemy, żeby to byli zawodnicy z okolic. Liga będzie trudna, bo z powodu reorganizacji trzeba będzie być w szóstce, żeby się utrzymać. To jest wyzwanie. Trzon zespołu zostanie, choć Łukasz Stasiak strzelając 51 goli swoje oferty ma.

Około 500 kibiców, w tym ci najzagorzalsi, którzy przygotowali specjalną oprawę, oczekiwało, że ich piłkarze wpiszą się w nastrój piłkarskiego święta. Trener Waldemar Walkusz dokonał kilku korekt w wyjściowym składzie. Przede wszystkim w środku pola, który ostatnio tak dobrze się spisywał. Z powodu wesela brata nieobecny był Adrian Kochanek. Wesserling został przesunięty na prawą obronę. Miszkiewicz zaczął mecz na ławce. W środku zagrał zatem Haraszczuk, który miał indywidualnie pilnować Stasiaka oraz dwóch zawodników o ofensywnym usposobieniu, czyli Kłos i Sychowski.

Bardzo źle zaczęła Pogoń ten mecz. W 3 minucie bramkarz Michał Kędzia wznowił grę dalekim wyrzutem. Mimo starań Ilanza Ciok podał do środka do Solczaka a ten dokładnie zagrał do Stasiaka. Nie było przy nim ani Haraszczuka, ani żadnego ze środkowych obrońców. Na połowie Gryfa został Pietrzyk, Musuła był w bocznym sektorze boiska. Będący najbliżej Wesserling nie odciął podania do super snajpera gości a ten tylko zagrał sobie piłkę do przodu i popędził w pole karne. Sytuację próbował jeszcze ratować wracający z głębi pola Kłos, ale przewaga fizyczna była po stronie potężnie zbudowanego rywala, który nie dał się wybić z rytmu. Stasiak wbiegł z piłką pole karne i ze spokojem posłał piłkę obok wybiegającego Labudy. Lodowaty prysznic spotkał nas tuż po rozpoczęciu, ale było jeszcze sporo czasu na odrobienie jednobramkowej straty.

Tak też się stało w 8 minucie. Wyrównanie padło po jednej z lepszych akcji Pogoni w tym meczu. Z obrony długą piłkę posłał pod pole karne Gryfa Wesserling. Bobrowski wybił piłkę głową, ale trafiła ona do Sychowskiego. Odegrał z pierwszej do Ilanza a ten podał na skrzydło do Formeli. Podanie próbował przeciąć wślizgiem Jęcek, ale bez sukcesu. Formela zagrał między Felisiaka i stojącego przy bliższym słupku Kozłowskiego a tam czekał już Ilanz. Uderzył bez przyjęcia pod poprzeczkę i mieliśmy wyrównanie. Eksplozja radości zdobywcy 8 gola i szał na trybunach. Mecz zaczął się od nowa.

W 12 minucie Kędzia złapał piłkę po podaniu od swojego zawodnika i Pogoń miała rzut wolny pośredni. Piłkę dotknął Kłos a uderzył Musuła. Minęła mur, ale bramkarz Gryfa był dobrze ustawiony i skuteczną paradą zażegnał niebezpieczeństwo.

Akcje Gryfa nabierały płynności. Pogoń przyzwyczaiła nas, że to ona prowadzi grę, częściej jest przy piłce, ale kiedy trafia na dobry technicznie zespół, to sama musi gonić za nią. Kiedy nie można było już inaczej ataki Gryfa były przerywane faulami. Po jednym z nich Kozłowski posłał piłkę w pole karne. Przegrany pojedynek powietrzny i piłka trafiła do obrońcy Rafała Bobrowskiego. Uderzył przewrotką tuż obok słupka. Z konieczności na prawej stronie defensywy zagrał wśród gości skrzydłowy Marcin Kozłowski. I było to udane posunięcie, bo dysponujący dobrą techniką i szybkością zawodnik często sam inicjował lub włączał się w akcje ofensywne. Miało to też swoje minusy, bo nie zawsze zdążył wrócić i skrzydłowy Pogoni Arkadiusz Byczkowski miał więcej miejsca. Tak było w 20 minucie, kiedy uwolnił się spod opieki obrońcy i dośrodkował na bliższy słupek, skąd Formela uderzył nieczysto głową i piłka pofrunęła nad poprzeczką.

Gryf zyskał przewagę i przez dłuższy fragment Pogoń nie mogła wyjść z własnej połowy. Trzy z kolei faule i trzy wolne mieli rywale, ale bez sukcesu. W 39 minucie Łukasz Kłos postanowił sprawdzić czujność Kędzi uderzeniem z dalszej odległości. Z technicznym, nieprzyjemnym uderzeniem bramkarza miał trochę problemów. Do odbitej piłki nie zdążył z dobitką czyhający na błąd Ilanz. W rewanżu Kozłowski położył zwodem obu naszych środkowych obrońców, ale zabrakło mu lepszego wykończenia i po płaskim, lekkim uderzeniu piłka minęła słupek. W 39 minucie kolejny bardzo groźny atak Gryfa. Patryk Pytlak ograł z łatwością Wesserlinga i zagrał wzdłuż bramki. Haraszczuk zachował czujność i wyprzedził w polu bramkowym Stasiaka, który gdyby nie ta interwencja dopełniłby formalności.

W 44 minucie miała miejsce najbardziej kontrowersyjna sytuacja. Po zagraniu przez pole karne wydawało się, że piłka opuści plac gry. Dopadł do niej jednak Pytlak i kopnął w nabiegającego Wesserlinga, który właśnie, żeby uniknąć karnego miał ręce blisko tułowia. Sędzia uznał, że piłka trafiła go w przedramię lewej ręki i podyktował rzut karny. Skutecznym wykonawcą był Stasiak, choć Labuda wyczuł jego intencje i zabrakło mu niewiele, żeby obronić płaskie uderzenie przy słupku. Gryf schodził na przerwę z prowadzeniem.

Na drugą połowę drużyny wyszły bez zmian. Lepiej zaczął ją Gryf, ale to Pogoń w 49 minucie miała dobrą okazję do wyrównania. Po kontrataku Kłos popisał się znakomitym, precyzyjnym podaniem w tempo za obrońców, a Ilanz uderzył bez przyjęcia kontrującą piłkę. Kędzia skrócił kąt i prawą nogą uratował prowadzenie gości.

Chwilę potem kontrowersyjna sytuacja w polu karnym Pogoni. Pytlak w solowej akcji minął zwodem Pietrzyka i runął na murawę domagając się po chwili karnego. Ostro protestowała ławka rezerwowych Gryfa na czele z trenerem Grzegorzem Bednarczykiem, ale sędzia pozostał niewzruszony. W 53 minucie kolejny atak Gryfa. Wychodząc wysoko już daleko od bramki chciał go przerwać Pietrzyk, jednak z łatwością został minięty i Gryf w przewadze ruszył na bramkę Pogoni. Stasiak źle złożył się do uderzenia i mając przed sobą tylko bramkarza trafił w bliższy słupek. Pogoń była w dużych opałach, ale wciąż przegrywała tylko jedną bramką.

W 60 minucie było już jednak po meczu i to na własne życzenie. Zagranie ze skrzydła przejął Pietrzyk, ale tak niefortunnie przyjmował piłkę, że ta trafiła go w rękę. Drugi rzut karny, którego tym razem perfekcyjnym wykonawcą był Kozłowski. Trafił w sam okienko.
Chwilę potem trener Walkusz ściągnął z boiska Pietrzyka a pojawił się na nim Gracjan Miszkiewicz. Miał wzmocnić środek pola, a Pogoń przeszła na grę trzema obrońcami. Uskrzydleni wysokim już prowadzeniem goście kontrolowali grę nie pozwalając na wiele Pogoni. Rozbijali nieliczne ataki a sami stwarzali kolejne okazje. W 67 minucie ich kontra w przewadze, ale próbę dogrania Świdzińskiego przerwał Labuda, czym zapobiegł kolejnemu zagrożeniu.

W 85 minucie po uderzeniu z dystansu Świdzińskiego piłkę nad poprzeczką sparował Labuda. Chwilę potem musiał już jednak wyjmować ją z bramki. Kozłowski miał przed polem karnym sporo swobody, przełożył na lewą nogę i dośrodkował w okolice 5m. Spóźniony Musuła i przyglądający się Haraszczuk nie zatrzymali Stasiaka, co przy jego wzroście oznaczało tylko dołożenie głowy.

W 87 minucie odsłonięta Pogoń otrzymała kolejny cios. Za wysoko ustawioną linię obrony Solczak posłał podanie do szybkiego Pytlaka. Obrońcy nie zdążyli a sytuację próbował ratować wybiegiem i wślizgiem Labuda. Ryzykował czerwoną kartkę, ale Pytlak minął go i kopnął do pustej bramki.

- Dalsze bramki były już konsekwencją tego wyniku. Przeszliśmy na grę trzema obrońcami, bo chcieliśmy uderzyć jeszcze bramkę, żeby godnie pożegnać się z kibicami. Stawili się w licznej liczbie i myślę, że Lębork dawno nie widział, takiej oprawy i tylu kibiców. To może cieszyć – powiedział trener Walkusz.

- Mimo wszystko obawialiśmy się tego meczu i wynik jest dla nas zaskoczeniem. Zagraliśmy chyba najlepszy mecz w całym sezonie – podsumował jeden z ojców zwycięstwa gości Marcin Kozłowski. - Fajnie się to oglądało, ale przede wszystkim byliśmy skuteczni. Zagrałem z konieczności na prawej obronie. I ja i cały zespół zagraliśmy bardzo dobre spotkanie. Zdecydowało to, że graliśmy dużo piłką i w tym elemencie zawodnicy Pogoni nie mogli nas powstrzymać. To było naprawdę szybkie granie i skuteczność. Przełamał się Łukasz Stasiak i przekroczył tą magiczną pięćdziesiątkę.