23 kolejka Słupskiej Klasy Okręgowej, 29 maja godz. 17

Pogoń Lębork - Echo Biesowice 2:1 (1:1)
Bramki: 0:1 Mariusz Feretycki (18), 1:1 Mateusz Stankiewicz (42), 2:1 Mateusz Stankiewicz (88)

Pogoń: Skrzypczak, Kozakiewicz (70 Michta), Jasiński, Malek, Stankiewicz (ż.k.) (90 Błaszkowski), Iwosa (ż.k.), Witkowski, Chmielewski, Kołucki, Gaffke, Mielewczyk (46 Żuchowski)

Echo: Bąk, K. Zeszutek, T. Zeszutek, Wólczyński, Ciesielski, Początko, Kacprzak, R. Wasilewski, K. Wasilewski, Heretycki (85 Niedzielski), Piasecki (65 Garczyński)

Kilku minut zabrakło gościom do sprawienia niespodzianki, jaką byłoby urwanie punktów faworyzowanej Pogoni na jej boisku. Prowadzili od 18 minuty po nieco szczęśliwym golu strzelca wyborowego Mariusza Feretyckiego i mogli realizować defensywną taktykę. Lęborczanie męczyli się niemiłosiernie, aby odrobić stratę i udało się najpierw wyrównać w końcówce pierwszej połowy, a dzięki uporczywej walce do końca, przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Nie udało by się to, gdyby instynktem strzeleckim nie błysnął pomocnik Mateusz Stankiewicz, którego bramki były ozdobą tego w sumie przeciętnego spotkania.

Początek spotkania to otwarta gra obu drużyn i dwie warte odnotowania sytuacje. W 3 minucie strata w środku pola i błyskawiczne podanie do napastnika, któremu piłkę w ostatniej chwili, jeszcze przed strzałem, wyłuskał Oskar Jasiński. W odpowiedzi długie podanie Eliasza Iwosy zostało zaadresowane do późniejszego bohatera Mateusza Stankiewicza, który z kilku metrów strzelił najgorzej, jak mógł, bo tam gdzie stał bramkarz. Już wtedy Pogoń powinna objąć prowadzenie i być może uniknęlibyśmy nerwów niemal do ostatniej minuty. W 11 minucie miała miejsce składna akcja naszej drużyny. Marek Kozakiewicz z prawej strony defensywy dokładnie podał wzdłuż bocznej linii do schodzącego do boku Patrycjusza Gaffke, który tym samym zrobił miejsce w środku pola Krzysztofowi Witkowskiemu. Pomocnik Pogoni przebiegł kilkadziesiąt metrów i zakończył akcję uderzeniem obok słupka. Piec minut później pokazał się z dobrej strony Andrzej Kołucki. Odebrał piłkę jeszcze na połowie Echa, zbiegł do środka, ale i on nie trafił w światło bramki. Po tych kilku minutach, kiedy lekką przewagę mieli gospodarze, jeden z nielicznych wypadów przyjezdnych przyniósł im rzut różny. Dośrodkowanie w okolice ósmego metra, piłka odbija się od Łukasza Chmielewskiego i najszybciej dopada do niej Mariusz Feretycki, z bliska pakując ją do siatki. To jego 11 gol w tym sezonie. Wśród gospodarzy zapanowała konsternacja, podobnie kibice na trybunach byli zaskoczeni takim obrotem sprawy. Natomiast goście, zainteresowani bezbramkowym remisem, teraz znaleźli się w znakomitej sytuacji. Mogli uskuteczniać swoją defensywną taktykę, co polegało na cofnięciu się niemal całą drużyną na własne przedpole i pozostawieniu na desancie osamotnionego Feretyckiego. Czas uciekał a faworyci nie potrafili dobrać się do skóry zdyscyplinowanemu, podbudowanemu prowadzeniem przeciwnikowi. Co z tego, że Pogoń była dłużej przy piłce, skoro akcjom lęborczan, im było bliżej bramki, tym bardziej brakowało dokładności, zaskoczenia, tempa. Jedna z nielicznych ciekawych sytuacji miała miejsce dopiero w 36 minucie, kiedy Witkowski wymienił podanie z Iwosą przed polem karnym Echa, po czym piłka trafiła do Chmielewskiego a ten runął na murawę, domagając się rzutu karnego. Arbiter pozostał jednak niewzruszony na jego głośne apele. Kiedy wiele wskazywało, że do szatni drużyny zejdą w biegunowo odmiennych nastrojach, nadeszła szczęśliwa 42 minuta. Kołucki z lewej strony dośrodkował w pole karne, a tam czekał nie najwyższy przecież i w dodatku stojący tyłem do bramki Stankiewicz. Nie widząc bramki mocno uderzył piłkę głową z około 10 metrów tak, że wpadła pod poprzeczkę, choć trzeba przyznać, że niski i niezbyt skoczny jak na bramkarza Krzysztof Bąk być może mógł interweniować lepiej. Minutę później złożoną z kilku podań akcję wykończył mocnym uderzeniem obok słupka Iwosa.

Wyrównanie jeszcze przed przerwą miało pobudzić nieco ospałych pogonistów do żywszych ataków w drugiej połowie, ale jak się okazało, to były tylko mrzonki. Dopiero w ostatnim kwadransie meczu, kiedy widmo straty punktów i przedwczesnego, a zarazem definitywnego odpadnięcia z wyścigu o awans, zajrzało im realnie w oczy, rzucili wszystkie siły na szalę. Jednak najpierw podanie z własnej połowy otrzymał Feretycki, ale w pojedynku biegowym zdołał dogonić go Jasiński i zażegnać niebezpieczeństwo. Minutę później szybka wymiana podań z boku, piłkę otrzymuje Gaffke i uderza mocno, ale metr nad poprzeczką. W tym okresie mnożą się rzuty rożne, dośrodkowania, próby dogrania choć jednej piłki tak, żeby koledze pozostawało tylko dopełnić formalności. W 83 minucie grający od początku drugiej połowy Adam Żuchowski dośrodkował z lewej strony, ale piłka przeleciała nad głowami dwóch lęborczan. 88 minuta okazała się przełomowa. Dośrodkowanie z głębi pola Kołuckiego w pole karne, gdzie mimo obecności obrońców Stankiewicz najpierw opanowuje piłkę, a następnie mocnym strzałem lewą nogą przy słupku zdobywa gola na wagę zwycięstwa.

Trenerski dwugłos:
Jarosław Kaczmarek, trener gości: - Przyjechaliśmy osłabionym składem, nastawieni defensywnie na wywiezienie punktu. Zabrakło kilka minut. Graliśmy na remis. Taki jest sport.

Roman Rubaj, trener Pogoni: - Od dwóch tygodni gramy środa-sobota i to dało się dziś odczuć. Konsekwencją przemęczenia był brak świeżości, szybkości. Echo nastawione na defensywę, bramkę zdobyło po stałym fragmencie. Trudno grać cały sezon jednym składem, nie wszystko da się załatwić walką, zaangażowaniem, determinacją, kiedy brakuje indywidualności. Teraz czeka nas bardzo ciężki mecz w Garczegorzu i tam trzeba się zupełnie inaczej zaprezentować.

Indywidualne oceny zawodników:

  • Michał Skrzypczak – nudził się w bramce przy tak defensywnie nastawionych rywalach, przy straconym golu nie ponosi winy

  • Marek Kozakiewicz – nie wszystkie pojedynki wygrał, nie zawsze pewnie interweniował, kilka razy włączył się w akcje ofensywne

  • Oskar Jasiński – na samym początku skuteczna interwencja, także kwadrans przed końcem zmuszony do sprintu, a tak poza tym bez większych kłopotów, z braku zajęcia długimi fragmentami w środku pola bądź nawet pod bramką w celu stworzenia przewagi liczbowej

  • Daniel Malek – zaczynał jako kryjący, przy ofensywnych wyjściach Jasińskiego, szczególnie w drugiej połowie jako ostatni obrońca wywiązywał się bez zarzutu, wtedy kiedy jeden błąd mógł być brzemienny dla końcowego wyniku

  • Mateusz Stankiewicz – już w 4 minucie miał doskonałą okazję, ale ani ta siła strzału, ani ta precyzja. Później grał tak sobie, ale został bohaterem, bo wyręczył napastników, strzelając dwie różne bramki nr 5 i nr 6 na swoim koncie. Żółta kartka za radość po drugim golu i ściągnięcie koszulki

  • Eliasz Iwosa – chyba sam nie może być do końca zadowolony. Nierówny mecz, momentami starał się brać na siebie ciężar gry, ale za dużo strat, niedokładności, choć zaczął od dobrego podania do Stankiewicza. Po jednej ze strat ratował się faulem, za który obejrzał żółtą kartkę.

  • Krzysztof Witkowski – również od niego trzeba oczekiwać lepszej postawy, bo to on z Iwosą mają decydować o konstruowaniu akcji. Jakby trochę zmęczony, zniechęcony, bez tej energii.

  • Łukasz Chmielewski – szukał gry, aktywny na lewej stronie, raz domagał się karnego, później z sytuacyjnej piłki uderzył głową pod poprzeczkę. Po wejściu Żuchowskiego przesunięty do przodu, bez zagrożenia

  • Andrzej Kołucki – jedna z jaśniejszych postaci, duża ochota do gry, dobrze znosi trudy sezonu, no i co najważniejsze, to jego dwa dośrodkowania Stankiewicz zamienił na gole

  • Patrycjusz Gaffke – bezbarwny występ, raz otworzył drogę na bramkę Witkowskiemu, jeden niecelny strzał, oddany w drugiej połowie

  • Damian Mielewczyk – po ostatnich udanych meczach, okraszonych bramkami, tym razem słabiej, choć, czy to on tylko nadawał się do zmiany już po pierwszej połowie?

  • Adam Żuchowski – ostatnio grywa mniej, teraz dostał całą drugą połowę, aby wnieść swoimi dryblingami nieco ożywienia. Kilka mu wyszło i kończył je dośrodkowaniami, nie zawsze precyzyjnymi, ale były też takie, kiedy koledzy spóźnili się z ich zamknięciem.

  • Grzegorz Michta – od 70 minuty za Kozakiewicza, ale nie grał w obronie, tylko miał szukać szczęścia w ataku, jednak bez sytuacji

  • Daniel Błaszkowski – zmiana taktyczna w 90 minucie za Stankiewicza, żeby dostał owację