9 kolejka Słupskiej Klasy Okręgowej, 17 października 2010r. godz. 14

Anioły Garczegorze – Pogoń Lębork 1:3 (0:1)
Bramki:
0:1 Oskar Jasiński (14), 1:1 Jan Syldatk (59), 1:2 Grzegorz Smolarek (76), 1:3 Przemysław Żurawski (88)

Anioły: Wojtowicz, Trawiński, Jan Syldatk, Jabłoński, Paweł Mielewczyk (46 Nowocień), Strześniewski (85 Łysakowski), Maciej Syldatk (46 Plichta), Walkusz (30 Śliwiński), Partyka, Kwiatkowski, Szul

Pogoń: Kortas - Smolarek, Jasiński, Kultys, Kołucki - Kijek, Witkowski, Iwosa (70 Kowalski), Żuchowski - Markowski, Chmielewski (76 Żurawski)

Żółte kartki: Śliwiński, Kwiatkowski, Nowocień, Jabłoński (wszyscy Anioły)

Trzeci ligowy pojedynek powiatowych rywali przyniósł Pogoni pierwszą wygraną z Aniołami. O zwycięstwie gości przesądziły gole dwóch obrońców – Oskara Jasińskiego z rzutu wolnego po kwadransie, na który odpowiedział także obrońca Jan Syldatk po godzinie, przywracając Aniołom nadzieję na punkty, i trafienie głową Grzegorza Smolarka po rzucie rożnym oraz rezerwowego Przemysława Żurawskiego po kapitalnym, technicznym uderzeniu sprzed pola karnego w końcówce. Po dziewięciu kolejkach Pogoń jest wiceliderem tabeli z tą samą liczbą punktów, co Bytovia II, a Anioły, po siedmiu kolejnych meczach bez zwycięstwa, spadły na 11 miejsce.

W krótkiej historii ligowych pojedynków, liczącej raptem poprzedni sezon, Pogoń jeszcze do wczoraj nie wygrała. Przed niedzielnym spotkaniem na „Saharze” pojawiły się mocne przesłanki, że ten stan może ulec zmianie i że tym razem to na drużynę Romana Rubaja można wskazywać jako faworyta. To, co przemawiało na korzyść Pogoni, było podstawą do pesymizmu dla Aniołów. W środę, garczegorzanie odpadli w Lęborku z pucharowej rywalizacji, choć zwłaszcza w pierwszej połowie dominowali i do 68 minuty prowadzili. W lidze nie wygrali od sześciu kolejek, a jedyne zwycięstwo z obecnym liderem, odnieśli 29 sierpnia. Strzelili rywalom w ośmiu meczach raptem cztery gole. Jakby tego było mało, pauza za kartki wyeliminowała trzech podstawowych zawodników: Dawida Lisa, Tomasza Żółcia i Łukasza Łapigrowskiego. W świetle tych faktów nie dziwiły ostrożne, przedmeczowe wypowiedzi, płynące z obozu Aniołów, żeby przede wszystkim nie przegrać. Brak trzech ważnych zawodników, pozostawienie na ławce marnującego seryjnie okazje napastnika Cezarego Plichty i rekonwalescenta Cypriana Nowocienia spowodowały, że poza próbą ofensywną tuż po pierwszym gwizdku, Anioły nie grały tak odważnie, jak to mają w zwyczaju na „Saharze”. Tym razem gospodarze postanowili poczekać na ataki pogonistów, oddając, a raczej tracąc inicjatywę. Lęborczanie, pomni czerwcowej klęski, że własny styl, czyli długie utrzymywanie się przy piłce, mozolne budowanie akcji i zdobywanie terenu, dużo wymian podań nie gwarantuje sukcesu z tym przeciwnikiem, dołożyli wolę walki o każdy metr, agresywność w odbiorze, dyscyplinę taktyczną. Do tego uwidoczniła się przewaga w wyszkoleniu technicznym.

I tak już w 5 minucie Krzysztof Witkowski posłał prostopadłe podanie do Adama Żuchowskiego, który złamał jeszcze akcję do środka, kończąc ją słabym i niecelnym strzałem. W odpowiedzi strata Żuchowskiego w środku pola, potem piłka trafiła na skrzydło, skąd znalazła się w polu karnym i dopiero Grzegorz Smolarek zażegnał niebezpieczeństwo. W 14 minucie Pogoń objęła prowadzenie. 18 metrów od bramki faulowany był rozkręcający się z każdym meczem Tomasz Kijek. Do rzutu wolnego podszedł Oskar Jasiński i strzelił tak efektownie, że piłka musnęła jeszcze poprzeczkę, zanim wpadła do siatki. Gol dodał pewności gościom, którzy przez następne dziesięć minut zdecydowanie panowali na murawie. Trzy minuty później długie podanie z obrony trafiło do Łukasza Chmielewskiego, który miał przed sobą tylko bramkarza i z kilku metrów kopnął nad bramką. To powinna być bramka i nokautujący cios dla Aniołów. Po 20 minutach z lewego skrzydła Chmielewski wyłożył piłkę przed pole karne Żuchowskiemu, który strzelił tuż przy słupku, ale Wojtowicz popisał się ładną paradą. Po dośrodkowaniu z rożnego Kijek niecelnie uderzał na niskim pułapie głową. Jedyną ripostą przytłoczonych w tym okresie Aniołów było wstrzelenie przez Jana Syldatka piłki w z rzutu wolnego niemal z połowy, po którym Damian Partyka uderzał głową, a piłkę po koźle od ziemi pewnie złapał Kortas. W 29 minucie Kijek miał przed sobą tylko bramkarza i strzelił prosto w niego. Po pół godzinie gry i klarownych sytuacjach mecz mógł być rozstrzygnięty. W ostatnim kwadransie gra toczyła się głownie między „szesnastkami”, urozmaicona jednakże dwoma kolejnymi okazjami bramkowymi dla Pogoni. Najpierw Witkowski otworzył podaniem drogę do bramki Andrzejowi Kołuckiemu. Przy asyście przeszkadzających dwóch obrońców obrońca Pogoni strzelił z 15 metrów obok słupka. W drugiej sytuacji Kijek przedarł się środkiem i podał do Witkowskiego, który ograł jeszcze obrońcę i technicznym uderzeniem przy słupku próbował pokonać Wojtowicza. Łuk po którym leciała piłka był jednak za mały, żeby bramkarz nie złapał futbolówki. Tak dobiegła końca pierwsza połowa, w której Pogoń zdominowała gospodarzy, ale prowadziła tylko jedną bramką. Okazji było jeszcze kilka.

Trener Mariusz Misiak od początku drugiej postawił wszystko na jedną kartę, posyłając w bój dwóch napastników. Nowocień, jeden z nich, już w 49 minucie był bliski wyrównania. Po rzucie wolnym niemal z końcowej linii zamykał półgórne podanie głową i dobrze, że Kortas znalazł się we właściwym miejscu we właściwym czasie, bo już na linii bramkowej zdołał złapać piłkę. Trzy kolejne akcje stworzyła Pogoń. W 54 minucie Eliasz Iwosa obsłużył podaniem w pole karne Kacpra Markowskiego, ale obrońca towarzyszył mu do końca i zablokował strzał. Minutę później dośrodkowanie Chmielewskiego było nawet za wysokie dla nie najniższego przecież Markowskiego. W 56 minucie piłka trafiła blisko linii „szesnastki” do Witkowskiego, który zbyt długo zbierał się do uderzenia lewą nogą i został zablokowany. Przypuszczalnie, gdyby miał to uderzenie na prawej, byłby lepszy skutek. Niemal po godzinie gry Anioły doprowadziły do remisu. Z rzutu wolnego wrzucał podwieszoną piłkę Partyka. Kortas wypiąstkował ją, ale za lekko i przed siebie. Jan Syldatk już w polu karnym poprawił głową i Smolarek pewnie wybiłby piłkę także głową, gdyby bramkarz Pogoni nie kazał mu jej sobie zostawić. Niestety Kortas pomylił się i tylko dotknął piłki ręką, a ta wpadła do siatki. Ten mecz jednak nie zakończył się podziałem punktów. Jeszcze w 69 minucie Smolarek przedłużył podanie głową do Kijka, a ten zagrał dokładnie w pole karne do Markowskiego. Napastnik Pogoni, który w środę dwa razy trafił do siatki Aniołów w pucharowym meczu, mimo, że obrońca mu nie przeszkadzał strzelił równie mocno, co wysoko, zdecydowanie niecelnie. Nadeszła 76 minuta. Wprowadzony kilka minut wcześniej Grzegorz Kowalski dośrodkował z rzutu rożnego na pierwszy słupek, a tam najszybszy był Smolarek i pięknym uderzeniem głową od poprzeczki odzyskał dla swojej drużyny prowadzenie. Szalona radość strzelca, który utonął w gratulacjach od kolegów. Anioły nie zdołały już odpowiedzieć na ten cios, a dobił ich jeszcze rezerwowy Przemysław Żurawski. Piłkę odzyskała Pogoń i trafiła ona na środek do Markowskiego, który podał do biegnącego od połowy Żurawskiego. Ten podciągnął jeszcze dwadzieścia metrów i kapitalną podcinką przy słupku strzelił do siatki obok bezradnego wobec tego idealnego uderzenia Wojtowicza.

Pomeczowe wypowiedzi:

Roman Rubaj, trener Pogoni:  - Przyjechaliśmy, zobaczyliśmy, wygraliśmy. Mogliśmy ten mecz wygrać 10-1, a już do przerwy powinno być 5. Losy meczu powinny być przesądzone do przerwy. To był najniższy wymiar kary. Zespół wyciągnął wnioski z pucharowego meczu. Jeden, jedyny błąd popełniliśmy przy stracie gola.

Trener Mariusz Misiak odmówił komentarza, a za niego mecz ocenił Andrzej Syldatk, prezes Aniołów:  - W I połowie definitywna przewaga Pogoni, a my zagraliśmy bojaźliwie. Podnieśliśmy się po golu na remis, ale końcówka znów należała do Pogoni. Brakowało nam kartowiczów. Ogólnie Pogoń była lepsza w tym meczu.