25 kolejka 4 ligi, 28 kwietnia 20124. godz. 17

Pogoń Lębork – KP Starogard Gdański 1:0 (0:0)
Bramka: Andrzej Kołucki (75)

Pogoń: Imianowski – Jasiński, Sobczyński, Szutenberg, B. Żmudzki – Gruchała, Witkowski, Godlewski (66 Kołucki), Ulanowski (46 Stankiewicz) – Mańka (kapitan) – Markowski (85 Haraszczuk)

KP Starogard Gdański: Mateusz Gradowski – Szymon Przybytek, Łukasz Kaszubowski (kapitan), Maciej Gołuński, Mateusz Łosiński, Grzegorz Skórczewski, Sebastian Armatowski, Mateusz Dubiela, Kacper Siora, Wojciech Stanek (35 Paweł Radzimski), Mateusz Stanek

Żółte kartki Pogoń: Jasiński, Sobczyński

Po nie najlepszej grze Pogoń wywalczyła minimalne zwycięstwo z przedostatnim KP. Dla gości był to być może najważniejszy mecz jeśli nie sezonu to rundy, a porażka przesądza już praktycznie o spadku. Pogoń dalej walczy, a bezcenne trzy punkty zawdzięcza rezerwowemu Andrzejowi Kołuckiemu i bramkarzowi gości, który po strzale po ziemi, mając już piłkę w rękach, wypuścił ją i tak padł jedyny gol dopiero na kwadrans przed końcem. To pierwsze wiosenne zwycięstwo Pogoni przed własnymi kibicami w czwartym meczu Za tydzień kolejny z serii meczów o być albo nie być. Pogoń wyjeżdża do Przodkowa.

W upalnej pogodzie kibice Pogoni przygotowali specjalną oprawę z użyciem pirotechniki, z powodu której sędzia nawet przerwał na początku na chwilę mecz. Tym razem trybuny nie świeciły pustkami i w końcu można było poczuć atmosferę piłkarskiego święta, gdyby tylko nie niepotrzebne bluzgi, które zakłócały głośny doping, bo tak jak kibice mieli zdzierać gardło, tak piłkarze mieli zostawić serce na boisku.

Goście przyjechali w raptem 13-osobowym składzie. W Pogoni nie zagrał z powodu wesela Łukasz Basiński oraz Łukasz Beyl, który tym spotkaniem kończył dwumeczową karę za nadmiar żółtych kartek. Na ławce pozostał mający problemy zdrowotne Andrzej Kołucki, którego na prawej stronie defensywy zastąpił Oskar Jasiński. Po pauzie za żółte kartki wrócił do wyjściowej „11” obrońca Paweł Szutenberg. Niespodziewanie na lewej pomocy zagrał zazwyczaj rezerwowy Kamil Ulanowski, który nie czuł się chyba tam najlepiej i na drugą połowę już nie wyszedł. Tym razem jedynego napastnika Kacpra Markowskiego miał wspierać w atakach Artur Mańka.

Przez pierwsze minuty niewiele się działo na murawie. W 13 minucie pomocnik Pogoni Krzysztof Witkowski strzelił z daleka z sytuacyjnej piłki, ale przeniósł piłkę wysoko nad bramką. Pogoni brakowało cierpliwości w szukaniu luk w defensywie gości. Gospodarze próbowali jednym podaniem rozwiązać sprawę, a jeśli już docierało ono do adresata, to nie oznaczało jeszcze zagrożenia. Często było jednak niedokładne lub przewidziane i przejęte przez rywali. Gości w całym meczu należałoby pochwalić za konsekwentną grę w destrukcji, wzajemną asekurację przez dwóch dobrze rozumiejących się stoperów, na czele z kapitanem Łukaszem Kaszubowskim. Pogoń miała tzw. optyczną przewagę, z której nie rodziły się okazje bramkowe. W 35 minucie złamał akcję do środka kapitan Pogoni Artur Mańka, ale jego strzał nie sprawił Mateuszowi Gradowskiemu żadnych kłopotów. Szczupła kadra gości doznała dodatkowego uszczerbku w 35 minucie, kiedy z powodu urazu zszedł Wojciech Stanek, zastąpiony przez Pawła Radzimskiego. W 42 minucie jeden z nielicznych swoich pojedynków jeden na jeden wygrał Grzegorz Gruchała, ale po zejściu z piłką do środka i on oddał słaby strzał. Sędzia Mariusz Pawlik przedłużył pierwszą połowę o 4 minuty, ale tak naprawdę mógł oszczędzić kibicom dodatkowych „emocji”, a piłkarzom Pogoni przyspieszyć wizytę w szatni i znalezienie sposobu na większą mobilizację mimo prażącego słońca. Wszak Pogoń grała o życie.

Ulanowskiego od początku zastąpił Mateusz Stankiewicz, ale nie wniósł wiele do gry. Dwie minuty po rozpoczęciu jeden z gości uderzył mocno z okolic narożnika pola karanego, ale nad poprzeczką. Najlepsza okazja starogardzian miała dopiero nadejść w 50 minucie. W zamieszaniu w polu karnym jeden z gości z kilku metrów oddał swobodnie strzał, który na wielkie szczęście dla Pogoni minął słupek. Zabrakło niewiele, żeby trzeba było odrabiać straty. W ogóle początek drugiej połowy był bardzo słaby w wykonaniu gospodarzy. Jakby czekali, że palące słońce w końcu zmęczy gości i pękną sami. Co mogło zaskoczyć, to to, że nominalnie środkowy obrońca Oskar Jasiński, przestawiony w tym meczu na prawy bok obrony, częściej inicjował ataki i sam włączał się do nich, niż mający naturalne inklinacje do gry ofensywnej jego lewy odpowiednik Bartosz Żmudzki. W 58 minucie po strzale z dalszej odległości i małym rykoszecie po drodze piłka skozłowała tuż przed Mateuszem Imianowskim i dla bezpieczeństwa strącił ją nad bramkę. Goście wciąż grali konsekwentnie i przy braku zaskoczenia, przyspieszenia, zdynamizowania akcji przez Pogoń, dalej zachowywali czyste konto. Jedna z nielicznych akcji, po których gospodarze stworzyli realne zagrożenie, miała miejsce w 64 minucie, kiedy po dośrodkowaniu Gruchały Markowski wprawdzie strącił piłkę głową, ale nie trafił w światło bramki. Trzy minuty później wreszcie dobrym dośrodkowaniem przypomniał o sobie Żmudzki, ale tym razem ani Stankiewicz, ani Markowski nie potrafili zamknąć dobrego podania na dalszy słupek. Już minutę później rzut wolny dla Pogoni mniej więcej z odległości i miejsca, z którego w środę z Arką II Oskar Jasiński, także egzekutor w tej sytuacji, trafił w słupek. Tym razem popularny Jasiu pozwolił złapać piłkę bramkarzowi w podręcznikowy „koszyczek”. Starogardzianie ciągle nie chcieli dać się złamać, a znamienny był obrazek, kiedy po jednym z ich kontrataków, trener Jarosław Kotas z uznaniem, jeszcze w czasie akcji, bił mocne brawa. Czas nieubłaganie uciekał, a w 66 minucie Łukasza Godlewskiego zastąpił, jak się okazało, mąż opatrznościowy swoje drużyny Andrzej Kołucki. Na kwadrans przed końcem ruszył z piłką jeszcze z własnej połowy, schodząc z lewej strony do środka boiska. Podciągnął dobrych kilkanaście metrów i zdecydował się na strzał. Uderzenie nie było ani nazbyt mocne, ani precyzyjne bo raczej w środek bramki. Z przyczyn, o których wie już tylko sam bramkarz gości, wypuścił obronioną piłkę z rąk a ta leniwie wtoczyła się za linię bramkową, ku wielkiej rozpaczy jego samego i heroicznie walczących kolegów. Wysiłek 75 minut został zaprzepaszczony jedną niefortunną interwencją dobrze broniącego do tej pory Gradowskiego. W 79 minucie żółtą kartką został ukarany środkowy obrońca Paweł Sobczyński, który w tym spotkaniu był prawdziwą ostoją defensywy i zasłużył na wyróżnienie. W 83 minucie dobra dwójkowa akcja Pogoni. Kacper Markowski często w tym meczu cofał się po piłkę do pomocy, starając się ją rozegrać, nie zawsze wychodziło to jemu i kolegom na dobre, bo wtedy brakowało go w polu karnym, ale tym razem wymienność funkcji była wręcz wzorowa. A więc cofnął się pod środkową linią a w jego miejsce ruszył środkiem Kołucki. Dostał od kolegi podanie w tempo między dwóch obrońców i ruszył w kierunku pola karnego. W pojedynku biegowym był szybszy z piłką niż ścigający go obrońca, który nie widząc innej możliwości przerwania rajdu, popchnął lęborczanina. Rywal ukarany żółtą kartką, ale na tym się skończyło. Kary zespołowej nie było, bo Mańka z wolnego kopnął jakieś dwa metry nad poprzeczką. Chwilę później został zmieniony Markowski i co warte podkreślenia otrzymał od kibiców z tzw. młyna burzę braw. Napastnik Pogoni, mający ostatnio na pieńku z kibicami, odwzajemnił je. Być może relacje po tym meczu wrócą do normalności. Ostatnia akcja, po której Pogoń miała szansę podwyższyć prowadzenie, to 86 minuta. Mańka dośrodkował z wolnego na długi słupek, ale z bliska nie wpakował piłki do siatki ani pozostawiony bez krycia Stankiewicz, ani wprowadzony za Markowskiego Bartosz Haraszczuk.