27 kolejka IV ligi Pomorskiej R-GOL.com, 10 maja 2014r., godz. 17

Pogoń Lębork - Anioły Garczegorze 1:1 (1:0)
bramki: 1:0 Piotr Łapigrowski ('39), 1:1 Arkadiusz Pendowski ('52)

Pogoń: Patryk Labuda – Wesserling, Jasiński (kapitan), Musuła (87 Janowicz), B. Żmudzki – Morawski, P. Łapigrowski, Sychowski (68 Miszkiewicz) – Bach (57 Paweł Labuda), Ilanz, Stankiewicz (74 Waczkowski)

Anioły: Wojtowicz – Maszota, Drzazgowski, Pendowski (kapitan), Ł. Łapigrowski – Trawiński (72 Stefański), Choszcz, Piotrowski, Witkowski (83 Miotk), M. Pasieka (46 F. Mielewczyk) – Staszczuk (90+5 Świtała)

Żółte kartki: Ilanz, Waczkowski – Maszota, Drzazgowski
Sędziowie: Kamil Rybiński oraz Janusz Leyk, Paweł Jóźko

W obecności ok. 500 – osobowej rzeszy kibiców obu drużyn podziałem punktów zakończył się rewanżowy mecz między Pogonią i Aniołami. Do przerwy drużyną bardziej ofensywną była Pogoń i w 19 minucie cofniętych na własną połowę gości po uderzeniu Sylwestra Ilanza uratowała poprzeczka. Na gola musieliśmy poczekać do końcówki pierwszej połowy, kiedy po dośrodkowaniu z wolnego Mateusza Sychowskiego najwyżej wyskoczył Piotr Łapigrowski, przedłużając głową lot piłki, która zatrzymała się w dopiero w siatce. Druga połowa to zmiana obrazu gry. Zmuszone do odrabiania strat Anioły przeszły do ofensywy i po jednym z rzutów rożnych dośrodkowanie Marcina Staszczuka, przy biernej postawie obrońców Pogoni, zamienił na gola uderzeniem głową 42-letni kapitan gości Arkadiusz Pendowski. W 94 minucie miał Rafał Morawski. Bramkarz Adam Wojtowicz popisał się refleksem, ratując gości przed porażką po uderzeniu z bliskiej odległości.

Mecz z lokalnym rywalem był gorącym tematem rozmów kibiców obu drużyn już na wiele dni przed jego rozegraniem. Sądząc po frekwencji urósł do rangi wydarzenia sezonu. Szacowana na ok. 500 osób rzesza kibiców dawno nie była widziana na meczu Pogoni. Żeby lepiej przygotować się do tego spotkania trenerzy gości Mariusz Misiak i Tadeusz Wanat środowy trening przeprowadzili w Lęborku na sztucznej murawie.

Obie drużyny przystąpiły do tego elektryzującego spotkania osłabione w formacji ofensywnej. Przedmeczowej rozgrzewce w dresie przyglądał się będący ostatnio w wybornej formie, motor napędowy ofensywnych akcji Pogoni Arkadiusz Byczkowski. Naciągnięta w poprzedniej kolejce w Bytowie pachwina, mimo odpuszczenia treningów w tygodniu poprzedzającym spotkanie, uniemożliwiła występ naszemu skrzydłowemu. Dużą stratę poniosły także Anioły, bo kontuzja wykluczyła grę w Lęborku najlepszemu strzelcowi, autorowi 12 goli Grzegorzowi Smolarkowi. Odnowiony uraz nie pozwolił zagrać także bramkarzowi Krzysztofowi Oleszkiewiczowi, którego zastąpił, jak pokazały kolejne minuty, z dobrym skutkiem wychowanek Pogoni Adam Wojtowicz.

Pod nieobecność Byczkowskiego miejsce na lewym skrzydle zajął Stankiewicz. Po drugiej stronie nie było ani Waczkowskiego, ani Labudy a nominalny prawy obrońca Szymon Bach. Najbardziej liczyliśmy jednak na snajperski nos Sylwestra Ilanza, który w ostatnich 9 meczach 10 razy pokonywał bramkarzy rywali. Teraz musiał się jednak zmierzyć z drugą najbardziej szczelną (po liderze z Przodkowa) defensywą w lidze. Trenerzy Aniołów zadbali o dodatkowe zabezpieczenie dostępu do własnej bramki, ustawiając przed linią środkowymi defensorami obrońcę Sławomira Trawińskiego.

To było jednak tylko wyjściowe ustawienie, bo niedługo po rozpoczęciu trójkę środkowych obrońców ustanowili Pendowski, Drzazgowski i Łukasz Łapigrowski, a zapędy skrzydłowych Pogoni mieli powstrzymywać nominalni pomocnicy Krzysztof Witkowski z prawej i Marcin Maszota z lewej strony bloku obronnego. Pod nieobecność Smolarka na szpicy zagrał ofensywny pomocnik Marcin Staszczuk, którego miał wspierać grający wiosną po raz pierwszy od początku Martin Pasieka. Zawodnik – talizman dla Aniołów, bo to właśnie jego piękny gol dał garczegorzanom zwycięstwo na Saharze. Niedługo potem złamał on jednak nogę i po długiej rehabilitacji dopiero wraca do formy. W Lęborku zagrał pierwszą połowę.

Chcąca rewanżu Pogoń miała atakować w tym meczu, Anioły przede wszystkim nie chciały przegrać. Sygnał do ataku tuż po rozpoczęciu dał ten, na którego najbardziej z przodu liczyliśmy. Doskoczył do wybijającego piłkę Pendowskiego, który trafił w napastnika Pogoni. Koledzy asekurowali swojego kapitana i obyło się bez większych konsekwencji. Chwilę potem Ilanz ponownie gościł w polu karnym gości, ale też bez pozytywnego skutku. W 8 minucie ofensywnie ruszył Witkowski. Wychowanek Pogoni, dla którego był to pierwszy mecz przeciw byłej drużynie, zagrał jednak ze skrzydła zbyt głęboko. W 14 minucie Morawski faulował przed polem karnym Pasiekę. Uderzeniu z wolnego Staszczuk nie nadał rotacji i piłką w znacznej odległości minęła bramkę.

Gęsto zastawione przez gości zasieki na własnej połowie zmuszały Pogoń do długiego rozgrywania piłki po obwodzie. Prostopadłe, penetrujące zagrania często padały łupem rywali. Jednak w 19 minucie w bocznej strefie Maszota faulował Stankiewicza, który tymczasowo zmienił się skrzydłami z Bachem. Lewy obrońca Bartosz Żmudzki ostro i głęboko dośrodkował w pole bramkowe. Wojtowicz piąstkował piłkę, a ta trafiła pod 16 m do Ilanza. Miał dużo swobody i ułożył sobie piłkę na prawej nodze. W dużym gąszczu piłka przedarła się i trafiła w poprzeczkę. Wróciła w pole karne do Piotra Łapigrowskiego, ale dobitka była już bardzo niecelna. W imieniu Aniołów odpowiedział w 23 minucie Maszota. Sprytnie poradził sobie z wyprowadzeniem piłki z obrony i zagrał wzdłuż linii do Choszcza. Dogranie młodzieżowca gości w pole karne było jednak za głębokie i piłka padła łupem Labudy. Minutę później Maszota zagrał niebezpiecznie nakładką, ucierpiał Stankiewicz i zawodnik gości został ukarany pierwszą żółtą kartką w tym spotkaniu. W 29 minucie Pogoń też już miała takie upomnienie na koncie. Górna piłka była adresowana do stojącego tyłem do bramki w polu karnym Ilanza. Napastnik przyjął ją i wypuścił, ale mijając Pendowskiego runął na murawę. Za próbę wymuszenia karnego został ukarany żółtą kartką.

Po pół godzinie gry nerwy jeszcze nie puściły zawodnikom, bo ze uderzeniami z dystansu pospieszyli się zarówno P. Łapigrowski, jak i Staszczuk z Aniołów. W 32 minucie goście stworzyli jedną z groźniejszych sytuacji, która wzięła się jednak z błędu P. Łapigrowskiego. Wydawało się, że jest w uprzywilejowanej sytuacji, ale pozwolił przechytrzyć się Maszocie, który ruszył na skrzydło i dośrodkował. Do górnej piłki pierwszy był Radosław Piotrowski, ale piłka po jego uderzeniu głową minęła słupek. W 34 minucie druga żółta kartka dla Aniołów za faul na Stankiewiczu, tym razem za niebezpieczny wślizg dla Marcina Drzazgowskiego. W 38 minucie długa piłka zaadresowana do Ilanza. Ten ją przyjmuje i ma naprzeciw siebie dwóch obrońców, a w odwodzie możliwość wycofania do Bacha. Poszedł jednak na przebój i nawet doszedł do pozycji strzeleckiej, ale płaskie uderzenie lewą nogą było dalekie od bramki.

Wreszcie nadeszła 39 minuta. W okolicy narożnika pola karnego rzut wolny dla Pogoni. Mocno bite dośrodkowanie Sychowskiego, do którego najwyżej wyskoczył Piotr Łapigrowski. Lekko podbita piłka zatrzymała się dopiero w siatce. Euforia wśród zawodników i na trybunach wśród kibiców Pogoni. Pogoń poszła za ciosem i w 41 minucie wysoki pressing dał korzyść. Obrońca Bartosz Żmudzki przechwycił przed polem karnym gości podanie do Witkowskiego i zagrał do środka. Łapigrowski rozciągnął jeszcze akcję do boku do Ilanza, ale za bardzo go wyrzucił i zamiast Ilanz mieć już sytuację na uderzenie, to musiał szukać jeszcze dogrania do Morawskiego, którego wyprzedził Trawiński. W końcówce pierwszej połowy determinowane stratą gola Anioły przeszły już bardziej ofensywnej gry, która była zapowiedzią tego, co miało nastąpić po przerwie.

Na drugą połowę Pasiekę zmienił Filip Mielewczyk. Trenerzy Aniołów dokonali także zmian zawodników na pozycjach. Grający do przerwy jako obrońca pomocnik Maszota miał być teraz najbardziej wysuniętym atakującym, a na lewą obronę przeniósł się Ł. Łapigrowski. To jednak Pogoń zaatakowała groźniej jako pierwsza. W 48 minucie Wesserling wyszedł z opresji przy bocznej linii i zagrał wzdłuż niej. Pierwszy do piłki dopadł Trawiński, ale odebrał mu ją Bach i podał przed pole karne do P. Łapigrowskiego. Techniczne uderzenie było wprost w bramkarza. Inicjatywę zaczęli coraz bardziej przejmować goście. W 52 minucie przyniosło to efekty. Z rożnego dośrodkował Staszczuk. Do piłki w okolicach 8 m wyskoczył Pendowski i żaden ze stojących przed nim obrońców. Mocne uderzenie głową dało Aniołom wyrównanie. Stracony gol podział na gospodarzy deprymująco a Aniołom dodał pewności siebie. Przejęli kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami i teraz to oni dyktowali warunki gry, wygrywając środek pola. Trudno było naszym zawodnikom skonstruować groźniejszą akcję. Z przerywaniem ataków Aniołów, polegających na zagrywaniu górnych piłek pod pole karne, problemy miała defensywa Pogoni. Stąd brały się rzuty wolne i rożne dla gości. W 57 minucie pierwsza zmiana w Pogoni. Za Bacha na prawe skrzydło trener Sobiesław Przybylski delegował juniora Pawła Labudę. W 62 minucie Musuła faulował Maszotę. Uderzenie z 22 m Choszcza poszybowało wysoko nad poprzeczką. W 65 minucie piłka na skrzydło do Sychowskiego. Długie dośrodkowanie na dalszy słupek zamknął głową Paweł Labuda, ale był na tyle w trudnej sytuacji, że nie stworzył większego zagrożenia. Trzy minuty później ofensywnego Sychowskiego zmienił defensywny Gracjan Miszkiewicz. Trener Przybylski widział, że jego drużyna ma problemy z przerywaniem akcji rywala w środku pola. W 74 minucie wyczerpanego i jednego z najlepszych w szeregach Pogoni Stankiewicza zmienił Waczkowski. I to ten ostatni za bezpardonowy atak łokciem w Witkowskiego został już 3 minuty później ukarany żółtą kartką. W 82 minucie Waczkowski rozciągnął akcję do na skrzydło do Bartosza Żmudzkiego. Lewy obrońca wygrał pojedynek w polu karnym i Witkowskim i uderzył przy słupku. Wojtowicz sparował piłkę na rzut rożny.

W drugiej połowie Pogoń nie miała ani pomysłu, ani sił na zaskoczenie obrony Aniołów. Nawet stałe fragmenty w końcówce już nie przynosiły efektów. Jednak w 94 minucie szczęście mogło uśmiechnąć się do nas. Pogoń miała serię rożnych. Po jednym z nich zakotłowało się mocno w polu karnym Aniołów. Kolejne strzały były blokowane, aż piłka spadła pod nogi Morawskiemu. Uderzenie z kilku metrów jakimś cudem obronił Wojtowicz, piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i spadła za bramką. Wojtowicz został bohaterem Aniołów, a nam zafundował niedosyt. Podział punktów lokalnych derbach stał się faktem.

Trener Pogoni Sobiesław Przybylski powiedział po meczu: - Remis to dla nas jednak strata dwóch punktów, aczkolwiek nie przegraliśmy piątego meczu z rzędu. Mogło potoczyć się różnie, bo w drugiej połowie Anioły miały kilka stałych fragmentów gry, które mają dopracowane i których się obawialiśmy. W drugiej połowie mogliśmy to spotkanie przegrać, więc z jednej strony na pewno strata punktów, ale trzeba uszanować remis. To był kolejny mecz ligowy, po którym dopisaliśmy punkt i w dalszym ciągu jesteśmy w grze. Spodziewaliśmy się, że Anioły przy niekorzystnym wyniku w drugiej połowie będą musiały się bardziej otworzyć. My nie wyszliśmy z szatni, zabrakło chyba tlenu, jakaś niedyspozycja dnia. Niektórych zawodników nie poznawałem, bo gdyby zagrali na w miarę przyzwoitym poziomie, bo było widać naszą przewagę w wyszkoleniu technicznym i taktycznym rzemiosła piłkarskiego. Rywale niczym nas nie zaskoczyli. Wiedziałem, że będziemy więcej w posiadaniu piłki, będziemy prowadzić grę, a oni będą tylko czekać na nadarzająca się okazje, grać długą piłką lub szukać stałego fragmentu gry. Zabrakło nam trochę szczęścia w końcówce, które mieliśmy z Kolbudami, w Malborku i w Bytowie. Na koniec sezonu suma szczęścia i tak wychodzi zawsze na zero. Chciałem pogratulować zawodnikom obu drużyn, bo stworzyli fajne widowisko, pasjonujące do końca.