33 kolejka IV ligi Pomorskiej R-GOL.com, 18 czerwca maja 2014r., godz. 17

Pogoń Lębork - Gryf Słupsk 0:1 (0:1)
bramka: 0:1 Kozłowski ('6)

Pogoń: Patryk Labuda – Wesserling, P. Łapigrowski, Musuła, B. Żmudzki (kapitan) – Morawski, Sz. Bach, Miszkiewicz (59’ Waczkowski) – Stankiewicz (71’ Naczk), Sychowski (80’ Paweł Labuda), Byczkowski

Gryf: Szuciło – Schulz, Bobrowski, Klawikowski, K. Oblizajek – Stępień (84’ Wyka), Nałęcz (69’ Kaczmarek), Świdziński – Telus, Węgliński, Kozłowski (kapitan)

żółte kartki: Byczkowski, Morawski – Klawikowski, Kozłowski
Sędzia: Adam Skurat

Odwieczni rywale stworzyli w środę w Lęborku emocjonujący, stojący na niezłym poziomie pojedynek derbowy, który obfitował w wiele okazji pod obiema bramkami. Jedyny gol w meczu, niestety dla Gryfa, padł już w 6 minucie w dosyć kuriozalnych okolicznościach. Kapitan Marcin Kozłowski dośrodkował z rzutu wolnego, a wolno lecącej łukiem piłce pozwolił przekroczyć linię bramkową nasz bramkarz. Po objęciu prowadzenia grający z kontrataku goście stworzyli sobie przed przerwą jeszcze dwie znakomite okazje, niewykorzystane przez Kozłowskiego i Świdzińskiego. Po przerwie do odrabiania strat ruszyła zdecydowanie Pogoń. Nasza drużyna dyktowała warunki gry, kilka razy będąc bardzo blisko wyrównania, jednak skuteczność pod bramką rywala, pod nieobecność pauzującego za kartki Sylwestera Ilanza, pozostawiała wiele do życzenia. W meczu była też duża kontrowersja, bo sędzia Adam Skurat miał poważne podstawy, żeby tuż po przerwie podyktować karnego dla Pogoni po faulu na Arkadiuszu Byczkowskim. W rezultacie mimo dużej przewagi lęborczan i wielu okazji trzy punkty wywieźli goście.

- Pogoń miała bardzo dużo sytuacji, ale nasz bramkarz był na posterunku. Jesteśmy szczęśliwi, że udało nam się wygrać na bardzo trudnym terenie. Pogoń to solidny zespół, gra w piłkę - powiedział po meczu Grzegorz Bednarczyk, trener Gryfa. - Może z naszej strony wyglądało to bardziej prymitywnie, bo starliśmy się grać długą piłką. Strzelona bramka spowodowała, że cofnęliśmy się i graliśmy z kontrataku tak, jak lubimy. Do przerwy mieliśmy jeszcze swoje sytuacje, które Kozłowski i Świdziński powinni strzelić. Gdybyśmy wykorzystali jedną z nich, mecz w drugiej połowie by się lepiej układał, mielibyśmy większy spokój w rozegraniu akcji a tak cały czas konsekwentnie staraliśmy się grać z kontry. W drugiej połowie też stworzyliśmy sytuacje. Błędy zdarzają się, bo jak się cały mecz broni, to nie da się ich uniknąć. Były groźnie wrzutki z jednej i z drugiej strony, strzały w światło bramki. Z Chwaszczynem Łukasz Szuciło popełnił minimalny błąd. Dziś miał dzień konia i wszystko, co strzelali, wyciągał.

- Szybko stracona bramka na następne kilkanaście minut podcięła nam skrzydła - powiedział Sobiesław Przybylski, trener Pogoni. - Wyszliśmy innym ustawieniem, bez wysuniętego napastnika Ilanza. Gdyby Kozłowski i Świdziński skończyli swoje sytuacje to mogło być różnie. W drugiej części pierwszej połowy mecz wyrównał się. Dwa razy dobrze uderzał Byczkowski. W drugiej połowie nie mieliśmy nic do stracenia i zdominowaliśmy Gryfa. Dziękuję moim zawodnikom, gratuluje Gryfowi, bo zdobyli bramkę więcej. Czasami piłka jest okrutna, niesprawiedliwa. Jak na derby, było to dobre spotkanie, inne niż jesienią. Chciałem pochwalić moich zawodników, bo zdecydowanie mniej błędów popełniła defensywa niż w Słupsku. Wytrzymaliśmy mecz kondycyjnie, walczyliśmy do końca. Dobrze, że ten mecz mogliśmy rozegrać już bez noża na gardle. Największe pretensje mam do sędziów. Jak można nie zauważyć ewidentnego rzutu karnego i czerwonej kartki. A jeśli nie ma karnego, to dlaczego Byczkowski nie został ukarany za symulowanie. Dlaczego sędziowie nie są konsekwentni? Sędziowie też ludzi, mogą popełniać błędy. Proszę podkreślić, że nie wypaczyli wyniku.

Ten pojedynek elektryzował kibiców obu drużyn na długo przed jego terminem. Kibice Pogoni, w jednolitych koszulkach, zadbali o specjalną, derbową oprawę i głośnym dopingiem od początku dawali wsparcie piłkarzom. Zamknięte w rundzie wiosennej dla kibiców gości trybuny bocznego boiska stadionu miejskiego spowodowały, że kibice Gryfa pozostali przed stadionem, a że widoczność mieli bardzo ograniczoną, to tuż po rozpoczęciu meczu zdecydowali się na podróż powrotną.

Pod nieobecność Ilanza, który w Sztumie otrzymał 8 żółtą kartkę, trener Sobiesław Przybylski musiał inaczej zestawić skład. O ile zestawienie defensywy nie było zaskoczeniem, to linia pomocy złożona z Morawskiego, Bacha i przede wszystkim juniora Gracjana Miszkiewicza wywołała lekkie zdziwienie. Lukę po Ilanzu miał wypełnić Mateusz Sychowski, którego ze skrzydeł mieli wspierać Stankiewicz i błyszczący formą Byczkowski.
Także goście byli poważnie osłabieni brakiem swojego najlepszego snajpera Łukasza Stasiaka. Tak więc ci kibice, którzy ostrzyli sobie zęby na pojedynek czołowych ligowych snajperów, którym przy kosmicznym dorobku lidera klasyfikacji strzelców Jakubie Gronowskim, autorze 47 goli, pozostała rywalizacja o wice króla, musieli obejść się smakiem. Lukę po Stasiaku miał wypełnić Mariusz Węgliński, drugi strzelec Gryfa, mający zupełnie odmienne warunki fizyczne od potężnego kolegi. Ruchliwy, dysponujący niezłym dryblingiem i szybkością Węgliński napsuł wiele krwi defensywie Pogoni.

Pogoń dobrze weszła w mecz i tuż po rozpoczęciu Byczkowski pokazał to, czym od dłuższego czasu imponuje. Na dużej szybkości złamał akcję do środka i uderzył na bramkę. Chwilę potem goście odpowiedzieli uderzeniem Węglińskiego. Obie akcji były zapowiedzią otwartej, ofensywnej gry.
Zanim jednak mecz na dobre rozkręcił się goście objęli prowadzenie. W 6 minucie kapitan Marcin Kozłowski egzekwował rzut wolny. Wydawało się, że bramkarz Patryk Labuda kontroluje lot piłki, ale pozwolił ani nie odbił piłki, ani jej nie złapał, dopuszczając do przekroczenia linii bramkowej. Zatem już na samym początku dostaliśmy zimny prysznic, ale na wyrównanie pozostawało jeszcze mnóstwo czasu.

Zaskoczeni, ale zadowoleni takim obrotem spraw goście cofnęli się przyjmując Pogoń na własnej połowie. W 7 minucie po dośrodkowaniu z rożnego głową piłkę przedłużył Byczkowski. Trafiła ona na dalszy słupek do Łapigrowskiego, który zagrał ją głową w pole bramkowe. Nie było nikogo, kto skierowałby ją do bramki. Kolejne minuty to gra głównie między „szesnastkami”. Pogoń miała inicjatywę, ale goście nie dopuszczali do zagrożenia. Sporo walki, stałe fragmenty, piłka często zmieniająca właściciela. Taki był obraz gry. W 26 minucie rożny dla gości. Dośrodkował obrońca Szymon Schulz, w górę wysoko wyszedł Rafał Bobrowski, którego obrońcy Pogoni odprowadzili wzrokiem. Na szczęście dla nich i dla nas piłka minęła słupek. W 29 minucie jedna z lepszych akcji Pogoni przed przerwą. Gra na jeden kontakt przed polem karnym gości, rozciągnięcie akcji na skrzydło, ale dobrego dośrodkowania Byczkowskiego nie było komu zamknąć. Kłaniał się brak Ilanza. W 31 minucie miała miejsce jedna z dwóch sytuacji gości, po której Pogoń wróciła z „dalekiej podróży”. Podanie dołem za obrońców do Kozłowskiego, który podciągnął w pole karne. Miał przed sobą tylko Labudę, ale ten skrócił mu kąt, znacznie utrudniając zadanie. Kapitan gości uderzył piłkę w kierunku dalszego słupka, ale mocno przestrzelił. Na tą groźną sytuację odpowiedział indywidualną akcją Byczkowski. Zbiegł ze skrzydła i mocno uderzył przy słupku. Dobrze ustawiony Łukasz Szuciło, jeden z bohaterów gości, poradził sobie z obroną. Dwie minuty później po raz drugi bardzo groźnie zaatakowali goście. Tuż za linią środkową łatwą stratę na rzecz Nałęcza zaliczył Miszkiewicz. Nałęcz sprintem z piłką przy nodze ruszył środkiem, ale tuż przed polem karnym dogonił go Łapigrowski i wślizgiem wyłuskał piłkę. Ta niestety trafiła do Węglińskiego, który już w polu karnym ograł Musułę i przytomnie wyłożył piłkę Świdzińskiemu. Zawodnik Gryfa uderzył bez przyjęcia, ale chyba przestraszył się wślizgu Miszkiewicza i z kilku metrów nie trafił w bramkę.

Przed przerwą nie padł już żaden gol. Na drugą połowę obie drużyny wyszły w tych samych składach. Pogoń z mocnym postanowieniem wyrównania. Goście chcieli pilnować najmniejszego prowadzenia i kontrować. W 49 minucie wysokie dośrodkowanie Byczkowskiego, po którym piłkę klatką stojący tyłem do bramki Sychowski zgrał do Morawskiego. Defensywa gości była czujna i zażegnała niebezpieczeństwo.

W 51 minucie najbardziej kontrowersyjna, by nie powiedzieć, że błędna decyzja arbitra Adama Skurata. Wydawało się nam, a co gorsze dla niego samego także lewemu obrońcy gości Kamilowi Oblizajkowi, synowi Zbigniewa, byłego obrońcy Pogoni i Gryfa, że ma pełną kontrolę nad piłką, ale Byczkowski wykorzystał moment nieuwagi i przejął piłkę, wbiegając przed rywala. Oblizajek rękami chciał zatrzymać wychodzącego na czystą strzelecką okazję Byczkowskiego i to mu się udało. Przerwał nieprzepisowo, ale gwizdek arbitra milczał, wywołując głośne protesty na ławce i trybunach.

W 54 minucie atak pozycyjny Pogoni uderzeniem zza pola karnego sfinalizował Byczkowski, ale obrona Szuciły była godna strzału. W mgnieniu oka akcja przeniosła się pod drugie pole karne, jednak Węglińskiemu zabrakło zdecydowania w niezłej sytuacji. Z upływającym czasem Pogoń podkręcała tempo. Mniej było kalkulacji i rozgrywania piłki, więcej szybkiego przenoszenia akcji pod bramkę gości. W 57 minucie po długim podaniu z obrony Wesserlinga do Byczkowskiego ten ostatni szukał już momentu do uderzenia, ale przegrał siłowy pojedynek z Kozłowskim. Błyskawiczna kontra gości, po której Węgliński minimalnie chybił. Było groźnie. Po upływie godziny będąca w uderzeniu Pogoń dwa razy za sprawą Musuły i wprowadzonego chwilę wcześniej za Miszkiewicza Waczkowskiego pozwoliła zapracować na wysoką notę bramkarzowi gości. W 67 minucie napór Pogoni w apogeum. Dośrodkowanie na dalszy słupek Byczkowskiego zamyka uderzeniem z bliska Morawski. Szuciło broni, ale daje szansę na dobitkę Sychowskiemu. Pomocnik Pogoni w tylko sobie znany sposób nie zdobywa wyrównującego gola uderzając z bliska nad poprzeczką. Już minutę później dalekim wyjściem Szuciło broni uderzenie z bliska, ale pozostawia pustą bramkę. Waczkowski lobuje, ale asekuracja obrońcy ratuje Gryfa. W 75 minucie sytuacja powtarza się. Tym razem poważny błąd stopera gości Dawida Jędrzejaka, który nie przejął piłki, pozwalając Byczkowskiemu lobować bramkarza. I znowu obrońca wybija piłką przed linią bramkową.

W samej końcówce to była już wymiana ciosów. Pogoń postawiła wszystko na jedną kartę. Jednak ani Morawski głową, ani Bartosz Żmudzki nie trafili nawet w światło bramki. W doliczonym czasie gry dynamicznie ruszył Waczkowski. Tuż przed polem karny, w ostatniej chwili wyraźnie ciągnął go za koszulkę Schulz. Wszyscy widzieli, tylko nie sędziowie. Wynik nie uległ już zmianie i Pogoń, mimo przewagi po przerwie nie zrewanżowała się za porażkę w Słupsku.